Gnuśna postawa malarza, który chwyta za bukiet stokrotek, gestem lekkoducha przeciera ręką kamienny parapet i, obracając w pewnej manierze błękitny wazon, przekierowuje uwagę na dystans pomiędzy widzem a rośliną.
Cóż tkwi zawiłego w pomyśle by roślina, nie człowiek, stać się mogła bohaterem obrazu? Kim jest ten śmieszny malarz, który draperię białych płatków tka niczym pajęczą sieć? Kim on jest, że zachwyt nad prostotą chce wskrzesić w nas? Bezkarny nakaz moralny karze zapytać czy to słuszne, aby prawda o zwykłej roślinie została utrwalona, przechowana, w końcu obramowana i wyniesiona na piedestał w muzealnych komnatach, arkadii, mekki sztuki malarskiej. Polemika, w jaką wchodzę – zdumiewa mnie samą. Przyglądam się ukradkiem cerując kaftan lekko poplamionego płaszcza zleceniodawcy – malarza. To ja, żywa osoba, a nie roślina. Schowana za kwiatem podglądam malarza i… Ciebie. Cienie stokrotek tańcząc w świetle intensywnego słońca okalają moją postać – cichej, skrytej szwaczki, u której dostrzegasz pogodę ducha połączoną z ciekawością. Zapewne powiesz, że ciekawość ma swoje stopnie jak przymiotnik stopniowany w deklinacji. Ciekawość jest czasem wścibska, plotkarska, głupia i bezbarwna, jakby pozostawiona sama, bez namysłu, krótkotrwała, zabawna, szydercza, prześmiewcza – ciekawość plotkarska. Ciekawość, która karze podsłuchiwać, wychwycić wątki wpasowane we własną pychę. Jest jednak ciekawość odkrywcza jakby zachwyt, beztroski udział zmysłów trwających w napięciu, oczekując nowego pojęcia, którego wcześniej nie znaliśmy, który dopiero co nam się ujawnia. Objawia nam się myśl paląca nasze skronie, radująca nas jakimś wewnętrznym światłem. To ciekawość, która zmienia nasze postrzeganie świata i nas samych, ciekawość dziecka jako poznawanie świata, życia, okoliczności, myśli i stanów umysłu, uczuć, które coraz konkretniej zarysowują ciekawość jako miłość do i miłość od…
Czy rozważyłeś już dlaczego na ciebie patrzę z ukrycia, skąpana w cieniu, który pachnie? Pierwszy raz w życiu poczułam zapach ciemnych plam rzucanych z geometryczną dokładnością przez światło. To „bellidis flos” wysuszony w warunkach naturalnych, w cieniu i przewiewie. Jego odwary i maceraty działają wykrztuśnie, moczopędnie, ściągająco i przeciwzapalnie. Lecznicze działanie unosi się w powietrzu jak stokrotki pragnące wyrwać się ku słońcu. Malarz skończył dzieło, które samo się musi bronić, i w cichości odszedł rzucając szylinga za zacerowany rękaw. A moje spojrzenie zza leczniczej rośliny pozostanie z Tobą, jeśli jednak przytłacza Cię lub staje się natrętne, weź nożyce i przetnij tasiemkę w kolorze złamanego cynobru.