Czy status produktu leczniczego roślinnego może być skutecznie broniony z powołaniem się na prawo stowarzyszeń do kontroli działalności organów państwowych? Zadaję to pytanie, ponieważ Polska Rada Leku Roślinnego (PRLR) jest stowarzyszeniem, które stoi na straży interesu społecznego – w obszarze właściwym dla zakresu jej działania. Przed czterema laty Naczelny Sąd Administracyjny (NSA), w składzie 7-osobowym, pod przewodnictwem prof. Janusza Trzcińskiego – byłego prezesa, obecnie wiceprezesa NSA – uznał interes społeczny oraz interes prawny PRLR do udziału w trwającym od 2005 roku sporze wokół wprowadzenia do obrotu, jako suplementu diety [!], specyfiku zawierającego kozłek lekarski, uznany od wieków za surowiec leczniczy! Dwa lata później Wojewódzki Sąd Administracyjny (WSA) zobowiązał Głównego Inspektora Sanitarnego (GIS) do powołania biegłych w sprawie kwalifikacji kozłka lekarskiego i liścia senesu, ignorując tym samym jednoznaczne opinie w tej kwestii Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych (UR) oraz powołanej przez prezesa tego urzędu Komisji do spraw Produktów z Pogranicza. Podjęto więc próbę wyważania otwartych już drzwi i w konsekwencji działania opóźniające oczekiwane rozstrzygnięcia prawne. Pominięto też kwestię zasadniczą: zakończenie z końcem 2009 roku okresu przejściowego i nadanie opiniom UR charakteru wiążącego dla GIS. Nieoczekiwanie dla wszystkich inspekcja sanitarna odmówiła też PRLR prawa do udziału w toczącej się od nowa sprawie, z uwagi na możliwość „utrudniania postępowania”! Wyglądało to dwuznacznie, jeśli zważymy, że w Polsce suplementy diety (czyli środki spożywcze a nie leki!), nadzoruje GIS i podległe mu urzędy, a nie Główny Inspektor Farmaceutyczny (GIF) czy UR. Ostatecznie w maju 2012 WSA uchylił tę kuriozalną decyzję inspekcji sanitarnej stwierdzając, że PRLR wykazała interes prawny i społeczny w tej sprawie. „Rzeczpospolita” cytowała moją opinię, jako przewodniczącego PRLR. Przytaczam ją raz jeszcze dla uporządkowania istoty problemu: „Brak jasnej granicy między lekiem a żywnością jest nie tylko problemem rynku, jest problemem społecznym. Nie chodzi o jedną incydentalną sprawę. Ponieważ lista surowców roślinnych, które mogą wchodzić w skład leku lub suplementu diety, nie ma mocy prawnej, różne firmy wykorzystują tę lukę prawną do wprowadzania jako suplementów diety produktów podlegających kwalifikacji jako lek. Brakuje jasnych regulacji, decyzje administracyjne i orzeczenia sądów bywają więc sprzeczne, co pogłębia chaos na rynku produktów roślinnych – leków i suplementów diety. Stanowi to zagrożenie dla zdrowia, ponieważ nie są spełniane określone warunki i wymagania jakościowe dla produktów roślinnych”. Jak się sprawa zakończy? Wygląda na to, że korzystnie – z punktu widzenia PRLR, a przede wszystkim ze względu na interes społeczny. Nie można jednak wykluczyć, że podmioty zainteresowane – prowadzące nieuczciwą konkurencję i wykorzystujące rozbieżności w opiniach i orzecznictwie – będą próbowały wpływać na orzeczenia organów odpowiedzialnych w poszczególnych sprawach. Mimo wszystko to mniej istotne. Najważniejsze, że w sprawach zasadniczych stowarzyszenia społeczne mogą skutecznie monitorować organa państwowe w egzekwowaniu prawa. W tym optymistycznym nastawieniu życzę Czytelnikom Panacei udanych wakacji, miłego wypoczynku, a także inspirującej do pracy lektury Panacei.