Człowiek i PasjeHistoriaNieprzetartym szlakiem

Nieprzetartym szlakiem

W roku 1908 ukazała się książka mgr Antoniny Leśniewskiej Nowa dziedzina pracy kobiet – na temat działalności aptek, kształcenia adeptów farmacji i dopuszczenia do zawodu kobiet. Autorka pragnęła całkowitej zmiany w podejściu do aptekarstwa. Walczyła z dyskryminacją kobiet przez właścicieli aptek, dla których głównym powodem odmowy przyjmowania ich do pracy było przekonanie, że „interes na tym ucierpi”, że „publiczność może stracić zaufanie do apteki”. Należy widzieć ten problem na tle tzw. „kwestii kobiecej”, podejmowanej w ówczesnej publicystyce społecznej w całej Europie.

Na gruncie polskim dotyka tej kwestii m.in. powieść Elizy Orzeszkowej Marta (1873). Po śmierci męża urzędnika Marta Świcka zostaje z córeczką Jancią bez środków do życia. Rozpoczyna poszukiwanie pracy, jednak nie posiada wystarczającego wykształcenia praktycznego. Problemem jest też dyskryminacja na rynku pracy. Pierwszeństwo mają mężczyźni i kobiety cudzoziemki. Po nieudanych próbach Marta posuwa się do drobnej kradzieży. Podczas ucieczki wpada pod koła konnego omnibusu i umiera. Powieść odbiła się szerokim echem w całej Europie i stała się zachętą do podejmowania na nowo sposobów rozwiązania „kwestii kobiecej”.

Mgr Antonina Leśniewska podjęła trudną walkę ze stereotypami. Na swoim przykładzie pokazała, że ta walka może zakończyć się powodzeniem. Była wszak pierwszą kobietą na terenie imperium rosyjskiego, która uzyskała stopień magistra farmacji! Droga była długa i trudna. Pozycja kobiet w ówczesnym społeczeństwie zmieniła się zauważalnie dopiero po I wojnie światowej. Nie tylko dopuszczono wtedy kobiety do zawodów wcześniej dla nich niedostępnych. Następowała wręcz stopniowa feminizacja niektórych zawodów. W przypadku farmacji pomogła w tym procesie tradycyjna rola kobiety w naszej tradycji i kulturze. To przecież kobieta zajmowała się pomocą chorym z najbliższego otoczenia. Przychodzi na myśl rola panien apteczkowych, które przez wieki pełniły we dworach niezastąpioną rolę osób znających się na lekach, na prostych terapiach i na zdrowym odżywianiu. Kobiety, świadome dobroczynnego oddziaływania roślin leczniczych i prostych związków chemicznych, dążyły do pogłębiania wiedzy przyrodniczej nie tylko w zaciszu domowym.

Nie takie kształcenie

Na przeszkodzie stał jednak początkowo archaiczny, rzemieślniczo- akademicki system kształcenia farmaceutów. Leśniewska pisała: I dziś i wówczas naturalnym wydawało się, że najpierw w każdym zawodzie, opartym na podstawach naukowych, poznanie teorii musi poprzedzać praktykę, której zadaniem jest utrwalenie nabytych wiadomości teoretycznych. W zawodzie farmaceutycznym działo się wprost odwrotnie!

Nowe prawo

W roku 1888 w Królestwie Polskim i w Rosji wydano Cyrkularz Departamentu Lekarskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (19 maja, nr 4886) w sprawie przyjmowania kobiet na praktykę aptekarską. Kobiety mogły wstępować do aptek jako uczennice – pod warunkiem, że przedstawią świadectwo egzaminu z czterech klas gimnazjum klasycznego. Właściciel apteki musiał się jednocześnie zobowiązać do nieprzyjmowania w tym czasie na praktykę uczniowską mężczyzn.

Prekursorki

Pierwszymi Polkami, które postanowiły wykorzystać możliwość uzyskania wyższego wykształcenia farmaceutycznego, były Jadwiga Sikorska, Stanisława Dowgiałło, Janina Kosmowska i Antonina Leśniewska. Pierwsze trzy, po odbyciu trzyletniej praktyki aptecznej i kursie u magistra Bukowskiego w Warszawie, przystąpiły 22 marca 1894 r. do egzaminu. Mimo pozytywnego wyniku, władze Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego odmówiły im zgody na studia. Rozpoczęły więc starania o wstęp na Uniwersytet Jagielloński. Jeszcze w październiku tego roku otrzymały zgodę na I rok studiów, ale tylko jako hospitantki, czyli bez prawa do dyplomu ukończenia studiów! To nie wszystko. Potrzebna była jeszcze osobna zgoda każdego z wykładowców, co nie było zwykłą formalnością. Po każdym semestrze studentki musiały się ubiegać o pozwolenie na kontynuowanie studiów.

Była to jawna dyskryminacja. Atmosferę na uczelni pokazuje epizod, opisany przez Jadwigę Sikorską- Klemensiewiczową w książce Przebojem ku wiedzy (1961): Oto leciwy staruszek, profesor zoologii Wierzejewski oświadczył, że nie wyraża zgody na korzystanie z jego wykładów, mówiąc: „chyba po moim trupie […]. Janina Kosmowska pozwoliła sobie na ironiczną replikę: Zaczekamy, aż pan profesor umrze… Reakcja profesora, jednego z epigonów antyfeminizmu na wyższych uczelniach, była zaskakująca. Pozwolił na słuchanie wykładów…

Nie mogąc otrzymać dyplomu na macierzystej uczelni, Stanisława Dowgiałło zdała egzamin ze stopniem prowizora z odznaczeniem na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Moskiewskiego (1897). Jadwiga Sikorska i Janina Kosmowska po roku uzyskały zgodę i zdały egzaminy magisterskie w Krakowie – jednak z adnotacją, że zabrania się im praktykowania w aptekach na terenie państwa austriackiego! Pełne uprawnienia zawodowe uzyskały dopiero w roku 1904.

Przetarła szlak…

Najlepiej udokumentowana jest historia zdobywania tytułu magistra farmacji przez Antoninę Leśniewską – dzięki wspomnieniom zatytułowanym Po nieprotoriennoj dorogie, czyli Nieprzetartym szlakiem (Sankt Petersburg 1914). Jedyny egzemplarz w Polsce znajduje się w Muzeum Farmacji im. mgr Antoniny Leśniewskiej – Oddział Muzeum Historycznego m.st. Warszawy. Autorka przedstawiała swoje sukcesy i porażki – często w humorystyczny sposób – w dążeniu do zdobycia wymarzonego wykształcenia:

Aptekę wybrałam sobie jako szkołę, laboratorium apteczne jako sanktuarium, do którego wejść może jedynie wtajemniczony we wszystkie tajniki. W głowie roiły mi się marzenia na przyszłość. W myślach moich szybko mijały dni, miesiące i lata. Już były za mną trzy lata i zostaję pomocnikiem, po następnych trzech jadę na kursy, uczęszczam na wykłady, składam egzamin na prowizora, widzę siebie w laboratorium jednego z uniwersytetów, otoczoną różnymi kolbami, retortami, probówkami, mikroskopami itd. Wyobraźnia prowadzi mnie dalej. Gdzieś na południu lub w Polsce czy Małorusi, jakimś miłym miasteczku – ja w mojej aptece. Piękny letni wieczór. Wokół domu sad i ogród – tam kwitną moje zioła: mięta, rumianek, majeranek, maliny…

Tymczasem musiała wywalczyć, oprócz zgody na praktyki, również akceptację własnej rodziny! Jedna z ciotek przekonywała ją: Niemożliwe, abyś uczyła się tyle lat po to, by za ladą ucierać pigułki i maści, myć butelki, rozlewać rycynę […] Zmiłuj się, kto idzie do pracy w aptece? Ten, któremu się nie wiedzie […]. A w końcu przypomnij sobie, moja miła, swojego kuzyna Michała. Wszystkie dzieci cioci Aliny wyszły na ludzi. Starszy syn na uniwersytecie, drugi kończy realne, córka jest najlepsza w Instytucie, a najmłodszy jakoś się nie udał. W każdej klasie siedział po dwa lata. Chcieli go wyrzucić już w trzeciej, ale biedna matka wybłagała u dyrektora i profesorów, żeby pozwolili mu dochodzić do czwartej klasy, mając już na myśli, że potem pośle go do apteki. Do apteki idą leniuchy i biedacy z musu…

Miała akceptację ojca, więc opinia innych członków rodziny nie miała już dla Antoniny znaczenia. Zdała wymagany egzamin z łaciny w męskim gimnazjum, co było w środowisku wydarzeniem bez precedensu! Rozpoczęła praktykę w aptece. Z największym wzruszeniem wspominała pierwszą receptę, którą pozwolono jej wykonać: Pierwsza mikstura, którą wykonywałam według recepty mojego ojca, sprawiła mi wielką przyjemność. Pamiętam nawet, że zapisana była pewnej znajomej, chorej kobiecie, która – jak się dowiedziałam następnego dnia – wkrótce po zażyciu leku poczuła się lepiej i szybko powróciła do zdrowia. Poczułam się bliższa ojcu, który przynosił ulgę cierpiącym bliźnim i sprawiło mi to satysfakcję. Każdego wieczoru po powrocie do domu dzieliłam się z ojcem moimi nowymi doświadczeniami, a on był pełen radości, że zajmuję się tym, co lubię.

Antonina kilkakrotnie zmieniała apteki, w których odbywała praktyki. Niechętnie godzono się na przyjęcie kobiety, więc zdarzyło się, że pełniła dodatkowo funkcję guwernantki dla córki aptekarza… Szukając odpowiedniej apteki, dawała również ogłoszenia do prasy farmaceutycznej, ich efektem były liczne oferty matrymonialne! W końcu godziła się na pracę, mimo bardzo trudnych warunków: Wygód specjalnych nie miałam. Mój pokój znajdował się na drugim piętrze, na poddaszu, na którym oprócz mnie mieszkały szczury, prowadzące ze sobą regularne boje. W pokoju był wieczny zaduch, zimą było tam 5-6 stopni ciepła, a z pieca nieustannie wydobywał się swąd.

Spotykała się z przykrymi komentarzami. Utkwiły jej w pamięci słowa stróża, który niosąc walizki Leśniewskiej ze stacji, z niedowierzaniem słuchał, że będzie pracowała w miejscowej aptece: Nie wydaje mi się, żeby było możliwe, aby kobiecy umysł mógł to pojąć…

Mimo wielu przeszkód, brnęła z determinacją do celu. Ostatnim krokiem było uzyskanie zgody na przyjęcie na 2-letni kurs na Akademii Wojenno-Medycznej w Sankt Petersburgu. Od pracowników kancelarii usłyszała jednak: Takiego przypadku jeszcze nie było i nie może na razie być… Po wywalczeniu zgody pozostał jeszcze problem zajęć, które musiała odbywać indywidualnie – bez obecności kolegów studentów. Leśniewska miło wspominała dwóch asystentów: Znaleźli się tam dobrzy ludzie, którzy zaczęli prowadzić nasze prace i zawsze byli gotowi dać nam wszelkiego rodzaju wskazówki i rady. Jeden z tych sympatycznych, szacownych ludzi przeprowadził z nami cały kurs powtórzeniowy u siebie w domu, drugi wieczorami w audytorium akademickim tylko dla nas dwóch demonstrował doświadczenia z fizyki.

Dyplom prowizora, po 2-letnim kursie, uzyskała w 1897, a tytuł magistra farmacji w lutym 1900 – jako pierwsza kobieta na Akademii Wojenno-Medycznej. W tym samym czasie otworzyła w Sankt Petersburgu pierwszą na świecie aptekę, w której pracowały same kobiety. Nadała jej nazwę

Pierwsza Żeńska Apteka

Na zapleczu prowadziła szkołę farmaceutyczną dla absolwentek szkół średnich. Pomna własnych doświadczeń i upokorzeń, chciała się przyczynić do zmiany systemu kształcenia. Mieszkańcy Sankt Petersburga z niedowierzaniem przyjęli placówkę burzącą „ład społeczny”. Poddawano w wątpliwość moc leków przygotowywanych przez kobiety… Bardziej wyrozumiali spekulowali, że na zapleczu pracują jednak mężczyźni… Teatrzyki ogródkowe w sezonie letnim wystawiały skecze ośmieszające aptekę Leśniewskiej! Ona jednak była odporna na takie prowokacje.
Pamiętnik zakończyła refleksją: Zmieniły się czasy i warunki życia, apteka stała się sklepem i rzadko, bardzo rzadko […] pojawiają się między farmaceutami odpowiedni ludzie. Nie może tak dalej być, z pewnością społeczeństwo aptekarskie otrząśnie się i na progu XX stulecia zbierze wszystkie swoje siły, by zrzucić jarzmo ze wszystkimi czynnikami sprzyjającymi rozkładowi jego organizmu i pójść wprost i odważnie na spotkanie ideałom. Myśl aktualna także w naszych czasach…

Autor

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polecane

Najnowsze

Więcej