Człowiek i PasjeHalina Dziatko ps. Grażyna

Halina Dziatko ps. Grażyna

ROZMOWY Z PROFESOR HALINĄ STRZELECKĄ – Część 1

Ze zdumieniem i z najwyższym szacunkiem odkryliśmy któregoś dnia, że „nasza” Pani Profesor z Panacei to w młodości sanitariuszka i łączniczka w Powstaniu Warszawskim, pseudonim „Grażyna”. Zaledwie wówczas 16-letnia! Jednak nie warszawianka, bo urodzona w Stołpcach, na utraconych Kresach.

Przed wojną była uczennicą Szkoły Powszechnej w Baranowiczach. Tam ukończyła do wybuchu wojny V klasę. Nie brakuje wśród historyków zauroczonych Kresami opinii, że Baranowicze i Lida to najbardziej patriotyczne powiaty Rzeczypospolitej Polskiej, co zostało udokumentowane podczas zaborów, podczas wojny z bolszewikami (1919-1920) i podczas wojennej okupacji. Niemal natychmiast po zakończeniu wojny obronnej 1939 roku zaczęła się w tych powiatach konspiracja niepodległościowa. Wielu Polaków przypłaciło ją życiem, bo NKWD miało bardzo dobre rozeznanie. Jeszcze w czasach II Rzeczypospolitej działały na Kresach liczne jaczejki komunistyczne, które sporządzały listy „jaśniepanów polskich”, niechętnych zbrodniczemu państwu sowieckiemu. Niedługo po wkroczeniu wojsk sowieckich rozpoczęły się zsyłki na Syberię. W roku 1940 przybiorą one masowy charakter, nie notowany w historii. To będą setki tysięcy Polaków – ograbionych z dorobku życia i zesłanych w lasy Syberii albo do Kazachstanu. Wielu Polaków trafiło do sowieckich więzień z byle powodu, będą tam mordowani natychmiast po ataku niemieckim na Związek Sowiecki, jako „wraga narodu” (wrogowie ludu).

W październiku Kazimierz Dziadko został ostrzeżony, że znajduje się na liście do najbliższej zsyłki. Natychmiast z szesnastoletnim synem wyjechał z Baranowicz i przekroczył zieloną granicę, aby ze strefy okupowanej przez Niemców wysłać przewodnika, który bezpiecznie przeprowadzi przez granicę żonę Emilię i córkę. Niestety NKWD zainteresowało się również Emilią, a ta zdecydowała się jak najszybciej opuścić Baranowicze i razem z córką przedostać do Generalnej Guberni. Z dużym trudem udało im się to zrealizować. Gdyby sowieci ich złapali, pewnie byśmy dziś nie rozmawiali i nikt by nie słyszał o prof. Strzeleckiej… Jako nielegalni „bieżeńcy” trafiliby do więzienia a potem do marszu śmierci albo pod lufy karabinu. W Warszawie zamieszkali przy ul. Górskiego 5. Halinka uczęszczała do Szkoły Powszechnej przy ul. Kruczej 21 i do tajnego gimnazjum Haliny Gepnerówny przy ul. Moniuszki 8. Tu dodajmy, że dla młodych Polek edukacja pod niemiecką okupacją kończyła się na klasie VII. Nie po to mordowano polskich nauczycieli, lekarzy czy urzędników w lasach Pomorza, Wielkopolski, Śląska, w Palmirach, a po drugiej stronie w Lesie Katyńskim, by teraz kształcić polskich inteligentów. Jednak rodzice Haliny nie przyjmowali do wiadomości tego myślenia sowiecko-niemieckiego. Wróg może zabrać dobra materialne, ale nie ograbi nas z tego, co mamy w głowie…No i tego, co w sercu, a w nim była Polska.

W latach 1941-1944 Halina uczęszczała do Prywatnej Szkoły Chemicznej Pelagii Szymonikowej przy ul. Górskiego 3, jednocześnie na tajne komplety gimnazjalne, prowadzone przez profesorów gimnazjum Słowackiego, tam też zrobiła „nielegalną” małą maturę. Od października 1943 roku służyła jako sanitariuszka patrolu sanitarnego 3 Rejonu „Ratusz” pod dowództwem Zofii Bratkowskiej ps. „Doktor Barbara”. Wkrótce została zaprzysiężona jako żołnierz Armii Krajowej: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony

Polskiej kładę swe ręce na ten święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wierną Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do utraty życia mego”… Przyjęła pseudonim „Grażyna”. W sam raz dla dziewczyny z krainy Adama Mickiewicza… Odbyła liczne szkolenia sanitarne. Czy to już wtedy powstawała osobowość badacza, farmaceuty i fitochemika – tak dobrze dziś nam znana?

We wtorek 1 sierpnia 1944 roku rano „Grażyna” stawiła się w miejscu koncentracji przy ul. Noakowskiego. Otrzymała rozkaz przeniesienia meldunku na pl. Dąbrowskiego, gdzie pozostała w oddziale Wojskowej Służby Kobiet (WSK) Warszawa Śródmieście, dowodzonym przez Janinę Płoską ps. „Rakieta”. To był I Obwód „Radwan” (Śródmieście) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej – 3 Rejon „Ratusz” WSK. Służyła w punkcie sanitarnym na pl. Dąbrowskiego 2/4. Po zbombardowaniu tego punktu, w sobotę 5 sierpnia, wraz z ocalałym zespołem przeszła do szpitala w gmachu PKO przy ul. Jasnej 9, a po zbombardowaniu szpitala 4 września, do Komendy III Rejonu przy ul. Piusa XI, gdzie była łączniczką mjr. Władysława Brzezińskiego ps. „Ratusz”.

Pytamy sanitariuszkę „Grażynę” o Powstanie Warszawskie:

– Powstanie to był czas różnych ważnych doświadczeń, wcześniej nieznanych. To był czas przełamywania strachu, kiedy trzeba było przebiegać ulice pod ostrzałem, nie mając pewności, że dobiegnę, patrząc na ciała ludzi na mojej drodze, przed chwilą zabitych. A tu meldunek, który musiał być przeniesiony… Ale były też chwile niewysłowionej radości! Oto chorąży „Garbaty” na Prudencialu, najwyższym budynku przy placu Napoleona (dziś Powstańców Warszawskich), zawiesza biało-czerwoną flagę! Po raz pierwszy od prawie 5 lat! Albo niezapomniana satysfakcja na widok Niemców, wychodzących z gmachu Poczty Głównej, z rękoma podniesionymi do góry! Mogę po latach powiedzieć z dumą, że to widziały oczy moje…

Pamiętam też jednak chwile smutku i niezgłębionej rozpaczy, kiedy wpadając na moment do domu, znajduję kartkę „Rafał poległ 14 sierpnia w wypadzie chłopców z na Gęsiówkę…” Niezwykle dzielny i bez reszty zaangażowany w konspirację chłopak, z którym… wspólnie planowałam przyszłość…

Kartka została przyniesiona przez ewakuowanych ze Starówki powstańców i dotarła do naszego mieszkania, gdzie zatrzymała się, uciekając z Woli, matka Rafała.

Pamiętam dobrze uczucie bezsilności. Klęczę przy noszach chłopca, kolegi z klasy, już opatrzonego, ale ja wiem, że są to właśnie jego ostatnie chwile. Co mu powiedzieć?

– Czy mimo to wierzyła pani w powodzenie Powstania?

Niemal do końca Powstania wierzyłam, że jeśli nie sowieci, to alianci nam pomogą; że zmuszą Rosjan, by się ruszyli. Nadzieja umiera ostatnia… Niestety, nikt nie był w stanie ich ruszyć, a cena, jaką zapłaciliśmy za nasz zryw do wolności, była bardzo wysoka.

– Czy w podobnej sytuacji zachowałaby się Pani dziś tak samo?

– Tak, na pewno tak! Tak byliśmy wychowani. To był nasz obowiązek. Trzeba było iść i walczyć bez oglądania się na kalkulacje.

Po zakończeniu Powstania, „Grażyna” wyszła 4 października z Warszawy, razem z rodzicami, do obozu przejściowego w Ursusie, skąd zostali wywiezieni do obozu w Szczakowej, a następnie w Erfurcie. Pracowała w fabryce pocisków w Münchenbernsdorf w Turyngii. 14 kwietnia została wyzwolona przez armię gen. George’a Pattona. Wyjechała do Mengkofen. W polskim liceum w Ratyzbonie ukończyła I klasę. W październiku 1946 roku rodzina wróciła do Polski. Wiedzieli, że pełnię władzy obejmują tu komuniści, że jest niebezpiecznie, że ludzie z Kresów są „prześwietlani” przez UB, zwłaszcza ci wracający z Zachodu, ale przeważyła tęsknota do kraju, do polskiej mowy na ulicy. W Polsce również została babcia, która latem spędzała czas u przyjaciół pod Warszawą. Ze skrzynki poszukiwania rodzin dowiedzieliśmy się, że żyje, więc naszym obowiązkiem było wrócić, bo została sama.

Panna Dziatkówna wyszła za mąż, ukończyła Wydział Farmaceutyczny Akademii Medycznej w Warszawie (1951), dziś jest znanym profesorem nauk farmaceutycznych. Była kierownikiem Katedry Farmakognozji i Molekularnych Podstaw Fitoterapii, dyrektorem Instytutu Nauki o Leku i dziekanem Wydziału Farmaceutycznego Akademii Medycznej. Od lat zaprzyjaźniona z Panaceą.

Autor

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polecane

Najnowsze

Więcej