Mój ogród – mój raj…
Od redakcji
Rozpoczynamy nowy cykl artykułów, poświęcony
ogrodom zielarskim. Mamy w kraju wielu entuzjastów,
którzy z wielkim znawstwem rzeczy
i z dużym nakładem pracy prowadzą fascynujące
herbaria. Sami produkują roślinne surowce
lecznicze oraz przyprawy kuchenne na użytek
swój, swoich bliskich i przyjaciół. W naszym cyklu
chcemy pokazać źródła tej szlachetnej pasji,
a przy tym dać Czytelnikowi zainteresowanemu
tematem, praktyczne wskazówki dotyczące
prowadzenia przydomowego
herbarium. Chcielibyśmy, aby to
szlachetne zajęcie zyskało nowych
miłośników. Chętnie opublikujemy
Państwa relacje, dotyczące Waszych
doświadczeń z herbarium i praktyczne
porady dla innych.
We współczesnym języku polskim
słowo herbarium odnosi się raczej
do kolekcji opisanych i zasuszonych
roślin, czyli do zielników. Nazywając
tym słowem nasz cykl o ogrodach, nawiązujemy
do dawnej, klasztornej tradycji, kiedy
to przez herbarium rozumiano część ogrodu, przeznaczoną
do uprawy roślin leczniczych i przyprawowych.
Autorka pierwszego artykułu naszego cyklu to
niezwykła osoba. Pani Elżbieta Konopińska posiada
ponad 5 hektarów ziemi pod Kostrzyniem.
Na tej ziemi tworzy swój Wiejski Ogród Botaniczny,
formalnie zarejestrowany! Wykonała już ogród
japoński i rosarium. Obecnie pracuje nad ziołoleczniczym
herbarium o powierzchni
800 m2 oraz nad ogrodem barokowym.
Zainspirowana artykułami dotyczącymi
roślin występujących w Piśmie
Świętym (PANACEA nr 1 i 2/2007), postanowiła
stworzyć w swoim ogrodzie
także „rabatę biblijną”.
***
Zawsze chciałam mieć swój ogród. To
odwieczne ludzkie pragnienie. Może
tęsknota za utraconym rajem? Początkowo
była to mała grządka, którą pracowicie
obsadzałam bratkami. Miałam wtedy sześć lat…
Potem zawsze już żyłam w domu z ogrodem, ale
nie mogłam go zmieniać według swoich upodobań,
bo wydawało mi się, że mam za mało miejsca.
Dopiero po latach, gdy poznałam sztukę ogrodową
Japonii, zrozumialam, że nawet na 5 m2 można
stworzyć arcydzieło!
Zaczęłam szukać swego miejsca na ziemi. Chodziło
mi zwłaszcza o stary drzewostan. O, cóż jest piękniejszego
niż wysokie drzewa! – pisał w zachwycie
Leopold Staff. Niestety, oferowane parki były dla
mnie finansowo niedostępne. Musiałam zaczynać
od zera, ale miało to również swoje dobre strony.
Kupując puste pole, mogłam zaplanować wszystko
od podstaw. Mój najstarszy syn, który włożył
bardzo dużo pracy w założenie ogrodu, stwierdził:
„Mamo, jesteśmy jak bogowie! To my teraz decydujemy,
jak to będzie kiedyś wyglądało”!
Znalazłam ziemię. Urozmaicony teren, nie płaski,
z dalekimi perspektywami widokowymi, na morenie,
25 km od miejsca zamieszkania, z asfaltową
drogą dochodzącą aż do mojej drogi. Ogród znajduje
się dokładnie na linii przelotu stad dzikich
ptaków. Wiosną lecą nad naszymi głowami, kierując
się na południowy zachód. Jesienią gubią się
niekiedy we mgle i potem kołują nad nami.
Jedynym minusem była marna gleba V i VI klasy,
nawet pozaklasowa. Dużo trudu muszę włożyć,
aby rośliny chciały rosnąć. Preferuję rośliny dające
sobie radę w takich warunkach, ale gdybym się
tylko do nich ograniczała, ogród byłby nudny.
Tamte lata były upalne i suche, a nasza gleba miałka,
nie utrzymywała wilgoci. Patrzyłam zrozpaczona
na więdnące w upale małe sadzonki żywopłotów
i lasu. Woziłam w kanistrach wodę z
miasta. Po kilku latach synowie urządzili automatyczne
podlewanie kroplujące, co oszczędza wodę,
bo gleba podlewana nocą nie paruje tak szybko i
więcej przenika do korzeni.
Aktualnie ogród składa się z części wyodrębnionych
żywopłotami, tzw. pokoi ogrodowych. Okazało
się to bardzo pożyteczne, bo od zachodu nadlatywaly
silne, latem bardzo gorące wiatry, które
ze szczytu sąsiedniego wzgórza spadały z całą siłą
na moje młode rośliny.
Na ukończeniu jest Ogród Japoński, w tym roku
skończę też Rosarium, moje Syringarium bardzo
się rozrasta, a teraz zaczęłam prace przy Herbarium
i Ogrodzie Barokowym. Czytelnika PANACEI najbardziej
zainteresują zapewne plany herbarium.
Będzie ono okolone żywopłotem, dość duże (około
5 arów). Mniejsze herbaria robiłam już kilka razy,
tu chciałabym zawrzeć summę wiedzy i możliwości,
jakie dają zioła. Kiedyś zrobiłam najprostszy
ziołowy ogródek, który polecam każdemu, kto
chciałby mieć własne zioła. Właściwsza byłaby
nazwa „ogródek przyprawowy” czy „warzywnik” – polski odpowiednik angielskiego kitchen garden.
W wybranym miejscu, najlepiej na skraju trawnika,
kładziemy na ziemi starą drabinę. Jej szczeble
wyznaczają „grządki”, a zarazem porządkują rodzaje
gleby, bo różne gatunki mają różne potrzeby.
Wystarczy wymienić ziemię na odpowiednią dla
poszczególnych ziół i posadzić rośliny kupione w
doniczkach.
Znacznie później, gdy zakładałam ogród przy nowo
wybudowanym domu, zaplanowałam stary wynalazek
naszych przodków, czyli wejście kuchenne,
skąd przez taras wychodziło się z kuchni na mały
ogródek ziołowy. Tworzyła go gwiazda ośmioramienna,
zrobiona z pozbruku, z kółkiem w środku,
gdzie posadziłam lubczyk, będący zwieńczeniem
tego „tortu”. Można posadzić inne duże zioło, np.
Angelica arch. Ramiona z pozbruku tworzą ścieżki,
po których można dojść do roślin, nie niszcząc ich.
Planując tu nasadzenia, trzeba uwzględnić rodzaj
wymaganej gleby, zazwyczaj lekkiej, więc należy
dodać piasek, stanowisko słoneczne lub półcieniste
dla poszczególnych gatunków i przede wszystkim
wymaganą kwasowość. Przygotowując plan nasadzeń,
warto spisać rośliny do naszego herbarium.
Dla roślin jednorocznych należy przeznaczyć osobną
grządkę z żyzną, najlepiej kompostową
ziemią. Warto przestudiować poradniki
o ziołach. Polecam zwłaszcza opis
słynnego ogrodu przy zamku Villandry,
gdzie w mistrzowski sposób zastosowano
„zdobnicze” właściwości i strukturę
ziół. Ogółem użyto tam 850 gatunków
warzyw i ziół!
Elżbieta Konopińska
|